WYBORY SAMORZĄDOWE 2014

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Katowice po 16 listopada.  [komentarz]

 

Rewolucji nie będzie. W zasadzie można powiedzieć „w Katowicach bez zmian”. Już teraz każdy, kto choć trochę potrafi obsługiwać kalkulator wyborczy, może (nie ryzykując  zbytniego wyjścia przed szereg), pogratulować nowemu prezydentowi Marcinowi Krupie. Dla niego to znaczący awans, choć w nomenklaturze tylko o „jedno oczko” - z wiceprezydenta na prezydenta miasta. Co się zaś tyczy jego politycznych adwersarzy, czyli tzw. zespołu kandydatów „parkowych”, u nich sytuacja stabilna; powrócą po mniej lub bardziej dotkliwej porażce wyborczej na swoje dotychczasowe stanowiska w Chorzowie.

Spore zmiany za to w Radzie Miasta. Niech ich unaocznieniem będzie fakt, że na sesjach rady spotykać się będzie „stary” Uszok (Piotr) z tym „lepszym Uszokiem” (Aleksandrem). Niezależnie od tego miasto najpewniej pójdzie swoją dotychczasową, mocno wydeptaną, przewidywalną ścieżką. Trudno jednoznacznie zawyrokować, czy to dobrze, czy źle. Z kilku względów wynik obecnych wyborów ma jednak swoje bardzo pozytywne strony. Ale o tym na koniec.

 

Za nami kolejna komiksowa kampania. Latarnie przez kilkanaście dni po same żarówki zapełnione były tekturą, tym razem w modzie slogan „dla ludzi”. Przez te parę tygodni trudno było znaleźć w przestrzeni publicznej choćby jedno miejsce, jeden skwer, jeden chodnik, których kampania nie zdołałaby zawłaszczyć. Na latarniach tektura, na drzewach afisze, na budynkach billboardy i zdjęcia wielkoformatowe. Co do tych ostatnich i jednocześnie najdroższych, ich skuteczność okazała się dalece niewystarczająca a ich bohaterowie zostali wyjątkowo surowo potraktowani przez wyborców. Nasuwa się pytanie: gdzie szukać wytłumaczenia tego stanu rzeczy? Wydaje się, że czołowi kandydaci, zarażeni wirusem politycznej megalomanii, nie zauważyli, że ich twarze nie są aż tak piękne, szlachetne i uduchowione, żeby poświęcić im aż tyle drogocennej powierzchni reklamowej. Inna sprawa, że „podrasowana” cyfrowo twarz polityka-modela, nie robi już na wyborcach większego wrażenia.

Moglibyśmy więc zapytać: dlaczego prominentni kandydaci wybrali tę samą, nieskuteczną manierę, lekką ręką wydając przy tym potężne pieniądze publiczne? Gdyby billboardy i plakaty przedstawiały jakieś mądre przesłanie i nośną treść, gdyby liderzy, żeby posłużyć się przykładem, zabrali ze sobą na „wielki format” współpracowników, zabrali „ludzi”, efekt pewnie byłby inny.

Na takiej powierzchni znalazłoby się zapewne również miejsce na zaprezentowanie swoich dokonań: Arkadiusz Godlewski o wiele atrakcyjniej wypadłby patrząc na nas z gondoli „Elki”, Andrzejowi Sośnierzowi do twarzy byłoby z którąś z uroczych zagród ze „Skansenu” a Marek Szczerbowski wyglądałby bardziej przekonująco patrząc na nas z trybun Stadionu Śląskiego. Zwycięski Marcin Krupa, nie dysponujący zastrzykiem finansowym ze środków budżetu państwa, okazał w tym względzie większy rozsądek. Choć do znudzenia i bez chwili oddechu, ściskał na karoseriach autobusów dłoń Piotra Uszoka, nie zaatakował nas swoją billboardową twarzą. Być może również dzięki temu Katowice pozostaną miastem zarządzanym bezpartyjnie, a więc de facto, pozostaną miastem nie sterowanym z Warszawy.

 

A co do naszej poczciwej Koszutki, tutaj wynik wyborów niestety kieruje uwagę na kilka aspektów negatywnych. Stara władza, to też stary system zarządzania. Oznacza to więc zapewne ten sam skostniały KZGM z ul. Katowickiej i Grażyńskiego, gdzie usłyszeć można, niczym w pustym sklepie z okresu głębokiego socjalizmu: „nie ma”, „nie wiem”, „my się tym nie zajmujemy”, „proszę przyjść jutro”, „proszę iść do zarządcy”. To też chaos organizacyjny zgodnie z regułą, ile budynków, tylu zarządców nieruchomości. Jeżeli można w tym gąszczu niekompetencji dostrzec jakiś rozwój, to jest to rozwój „molekularny”, w którym każda klatka i każdy segment rozwijają się w swoim własnym, nierównomiernym tempie.

 

Na tym gruncie przyjdzie działać trzem nowym i dwóm „starym” radnym. Pierwszy z nich to Damian Stępień (FSiPU), dotychczasowy rzecznik prasowy Szpitala Bonifratrów w Bogucicach. W programie zawarł m.in. budowę sali gimnastycznej przy IV LO, budowę basenu na pograniczu Bogucic i Dąbrówki Małej, modernizację ul. Katowickiej oraz wyznaczenie miejsc parkingowych przy ul. Wróblewskiego. Wydaje się, że skupiony na rodzimej dzielnicy wzrok nowego radnego, na Koszutkę zasadniczo nie sięga. Trudno jednak miarodajnie wyrokować na temat kogoś, kogo nie znamy. Przyzwoitość podpowiada raczej, żeby uzbroić się w cierpliwość, czekając na realizacje ambitnych zamierzeń.

 

Dwa pierwsze punkty wymienionego powyżej programu ma też w swoich założeniach lepiej nam znany, mieszkający na Koszutce, Maciej Biskupski (FSiPU). Dotychczasowy asystent Piotra Uszoka po raz pierwszy wystąpi w roli radnego, będzie więc, siłą rzeczy, faktycznie „bliżej ludzi”. Kadencję, jak wszyscy nowi, rozpocznie z czystą kartą. Jeżeli, ujmując sprawę metaforycznie, autopromocyjne gazety propagandowe uda mu się przemielić na papier kancelaryjny z logo naszych dzielnic, to może wyjść z tego ciekawa i produktywna kadencja. Wszak to człowiek medialny, lubiany, z dużym potencjałem i stabilną pozycją w swoim ugrupowaniu. Nie zdziwiłoby nikogo, gdyby pozostał w ścisłym otoczeniu nowego prezydenta, nie wykluczone, że w funkcji zastępcy. My przede wszystkim liczymy na przebudzenie w nim duszy społecznika, życząc mu, żeby nie musiał pod koniec kadencji sam reklamować swoich dokonań w ulotkach wyborczych, lecz żeby zrobiły to za niego inne, patrzące z bardziej obiektywnej perspektywy, osoby postronne.

 

Trzecim przedstawicielem naszego okręgu w radzie, będzie Witold Witkowicz z PO. No cóż… faworytem osób działających społecznie na rzecz dzielnicy raczej nigdy nie był. Znamy się tylko z latarni. W przypadku Witkowicza mamy jednak do czynienia z samorządowcem doświadczonym, w tej kadencji jedyny z Platformy w okręgu nr 5 będzie świętował dziesięciolecie swojej działalności w Radzie Miasta. Ponieważ w kampanii kilkakrotnie ugodzony został ostrzem naszej krytyki, spróbujmy u progu „nowego rozdania” powiedzieć o nim coś dobrego. A zatem: założył stronę internetową. Publicznie zadeklarował na atrakcyjnym wizualnie, powielonym w setkach, plakacie, że chce pracować „z zaangażowaniem dla Katowic”. Pisze interpelacje. W przeciwieństwie do koleżanki z latarni (na której trick nasze dzielnice nie dały się nabrać i w konsekwencji żegna się z radą), wyznacza (i to w dwóch miejscach!) dyżury dla mieszkańców. Nie jest ostatni w rankingach. Jeżeli ambitne plany z interpelacji wcieli w czyn, Koszutka będzie się zmieniać na lepsze.

 

Czwartą osobą w radzie z naszego okręgu, wybraną po raz kolejny, i jednocześnie jedyną kobietą w tym pięcioosobowym gronie, jest Krystyna Panek (PiS). Sama o sobie mówi [cyt.]: Jestem zawsze aktywna i wrażliwa na ludzkie problemy. Staram się regularnie uczestniczyć w dyżurach oraz licznych spotkaniach z różnymi środowiskami. Jeżeli podejmę się jakiegoś zadania, realizuję to konsekwentnie. Po prostu staram się rzetelnie wykonywać swój mandat. Działałam aktywnie na rzecz przestrzegania praw ochrony lokatorów i spółdzielców. Należę do  Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców w Katowicach. [Więcej tutaj] Trzymamy kciuki, wszak kandydatka wygrała bez „lansu” na facebooku i zapewne dokonała tego głosami doceniających jej pracę lokatorów.

 

Piąta osoba to kandydat, którego wybór do RM (nie mamy tu na myśli bynajmniej „królewskiego” klubu piłkarskiego), przywraca wiarę w demokrację. Marek Nowara (RAŚ) to zaprzyjaźniony z Koszutką społecznik z Józefowca, który swoją otwartą postawą i skuteczną działalnością na rzecz lokalnych społeczności, jak nikt inny zasłużył na mandat. To jednocześnie człowiek pracowity, rozsądny, nie szukający taniego efekciarstwa, sformatowany w systemie wartości głęboko katolickiej rodziny. Szczerze mu kibicujemy, ciężką pracą udało mu się dokonać prawie niemożliwego, dzięki temu stał się jednocześnie symbolem historycznego sukcesu swojego ugrupowania.

 

Na koniec, wszak to sprawa ważna, trzeba napisać jeszcze kilka słów o rzeczach przyziemnych, czyli o planowanych nowych finansach dla Koszutki. Marcin Krupa obiecał (a nie mamy żadnych podstaw aby sądzić, że nie dotrzyma słowa), dodatkowe 10 mln w skali miasta na Budżet Obywatelski. Oznacza to w praktyce, że mieszkańcy naszej dzielnicy co roku sami zadecydują o wydaniu ok. 820 tyś. złotych. Gdy dodamy do tego budżet formującej się Rady Dzielnicy Koszutka, okaże się, że nasza dzielnica otrzyma co roku dodatkowy zastrzyk finansowy w postaci niemalże miliona złotych. Podobnie jak w tym roku, również w kolejnych latach, zawyrokujemy w trybie powszechnego głosowania, na co te środki wydać. Dzięki temu, bez wielkich haseł i wieszania się na latarniach, sami będziemy mogli zrobić coś dla nas, coś „dla ludzi”. I to właśnie ów bardzo pozytywny aspekt, o którym mowa była we wstępie.          

 

  

 

 

 

Artykuł ma ambicję pozostania formą otwartą (a przynajmniej nie-zamkniętą), jeżeli chciałbyś coś uzupełnić, skorygować, rozszerzyć, napisz na adres:

koszutka.eu@o2.pl

 

 

powrót

do strony

głównej

 

 

 

 

 

 

 

© Copyright by admin_koszutka.eu  2014