|
(03.03.2015, 17:38)
po wyborach
|
Za
nami pierwsze w historii Koszutki wybory do Rady Dzielnicy. Znamy ich
wyniki, w krótkiej refleksji postaramy się pochylić nad pozytywnymi i
negatywnymi stronami tego absolutnie bezprecedensowego zdarzenia.
Zacznijmy
od aspektów negatywnych. Po pierwsze frekwencja. Na 9533 uprawnionych do
głosowania z przywileju wyborczego skorzystało zaledwie 916 wyborców (w
tym 4 oddało głosy nieważne), frekwencja wyniosła 9,5%. Choć była ponad
dwa razy wyższa od frekwencji podczas głosowania nad projektami w ramach
budżetu obywatelskiego, dalej jest to wynik niegodny obywateli państwa z
25-letnim stażem demokratycznym. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ciągle
jesteśmy jeszcze na etapie demokracji inkubacyjnej, żeby nie powiedzieć z
przekąsem, demokracji „bananowej”.
Ponieważ
wyniki frekwencyjne we wszystkich 4 dzielnicach były podobne (wahały się
w granicach 9-12%), trzeba w ich kontekście nawiązać do kiepskiej i
nieudolnej promocji przeprowadzonej przez Urząd Miasta Katowice. Promocji,
dodajmy, bardziej wykonanej z przymusu, niż wykoncypowanej i zaaranżowanej
z przekonania.
Gdy
radni naszego okręgu wyborczego Marek Nowara i Witold Witkowicz
zwerbowali do projektu promowania wyborów do rad dzielnic łącznie
jedenastu radnych miejskich, wydawało się, że po raz pierwszy w historii
katowicki magistrat nieco odpuści i otworzy się na lokalną demokrację. Pierwszym
pozytywnym symptomem był fakt, że na zespołową interpelację odpowiedział sam
prezydent Krupa, który w dwu i pół stronnicowej ripoście roztoczył
obiecującą wizję szeroko zakrojonej promocji. (tekst TUTAJ)
Ponieważ przeprowadzenie akcji informacyjnej powierzył aż trzem miejskim
komórkom organizacyjnym (uczestniczyły w niej: Biuro Rady Miasta, Wydział
Promocji i Biuro Prasowe) mieszkańcy Katowic mogli spodziewać się dużej,
sprawnie i skutecznie przeprowadzonej kampanii informacyjnej, godnej mającego
aspiracje wielkomiejskie miasta wojewódzkiego. I na „spodziewaniu się” w
zasadzie się skończyło.
Myśląc
trochę stereotypowo o urzędującym prezydencie można dopowiedzieć z
odrobiną złośliwości, że inżynier ze śląskim rodowodem to powinien być ktoś,
kto mało mówi a dużo robi. Okazało się jednak, że Marcin Krupa jest inny:
jego „rozgadana” odpowiedź nie przełożyła się na wymierną promocję. Na
Koszutce zauważalna była jedynie zaangażowana, miejscami ekspansywna w
swoim charakterze aktywność prowadzących agitację społeczników, zaś
promocja miejska, co tu dużo mówić, była w stosunku do niej niewiele znaczącym,
niemalże niewidocznym tłem. Jedynym silnym punktem promocji ze strony
magistratu były ulotki informacyjne o kandydatach. Miasto wydrukowało ich
jednak raptem 1700, skutkiem czego szansę „załapania się” miał mniej niż
co piąty wyborca z Koszutki. Poprzez tą zupełnie niewytłumaczalną
oszczędność i wstrzemięźliwość urzędujący prezydenci sami jednak „strzelili
sobie w kolano”, ulotek rzecz jasna zabrakło, i jak na złość, nie komu
innemu, lecz radnemu Forum Samorządowego, który podczas akcji promocyjnej
pod kościołem Oblatów pozostał z pustymi rękami.
Przykłady miejskiej „promocji”
wyborów do RJP:
1) Organ prasowy „Nasze Katowice”, nakład 30 000 egz.
Czy reklama wyborów jest przekonująca? Widok TUTAJ
2) Kosztująca fortunę strona miejska katowice.eu. Czy komunikat w sprawie wyborów rzuca się w
oczy? TUTAJ
3) Jak wiadomo, plakatów wyborczych miasto nie przygotowało
w ogóle. Czy czarno-białe obwieszczenie miejskie ma wystarczającą siłę
nośną, czy ktoś je w ogóle przeczytał lub zauważył w jakimś
wyeksponowanym miejscu? TUTAJ
|
Stworzenie
i wydrukowanie materiałów wyborczych dla czterech dzielnic kosztowało zapewne
nie więcej niż kilka tysięcy złotych. Dla porównania: jedna duża impreza
w Spodku (np. mistrzostwa świata w siatkówce) kosztuje 10 mln. W tym
zderzeniu wydatkowanych kwot nakłady na promowanie inicjatyw w
dzielnicach nie osiągają wartości nawet 1%. Wniosek końcowy jest
jednoznacznie pesymistyczny: nasi urzędujący prezydenci (z Forum
SAMORZĄDOWEGO) jak nie przepadali, tak dalej nie przepadają za
inicjatywami samorządowymi. Wydają grube miliony na imprezy sportowe i
rekreację, zaś na promowanie demokracji lokalnej przeznaczają groteskowo
śmieszne, drobne pieniądze. I w tym przypadku przekaz jest jasny: bawcie
się, tańczcie, pijcie piwo na festynach, ale od (samo)rządzenia i
decydowania jesteśmy my.
Wybory
do Rady Dzielnicy na Koszutce to rzecz jasna również dobre wiadomości i
tych jest zdecydowanie więcej! Paradoksalnie pierwszym pozytywnym
aspektem jest po raz kolejny frekwencja. Głosować poszedł wprawdzie tylko
co dziesiąty mieszkaniec dzielnicy, był to jednak − takie można
odnieść wrażenie − wyborca nieźle przygotowany, myślący, zadający
sobie trud sprawdzenia i ocenienia wartości kandydatów.
Wyścig
do „dzielnicowych foteli” (choć w rzeczywistości są to zwykłe krzesła,
których zajmowanie nie jest poza trzema wyjątkami wynagradzane finansowo!)
wygrał Adrian Szymura. Zdobywając niemalże 10% wszystkich
głosów w pewnym sensie zdeklasował współkandydatów. Od drugiego wyniku
dzieli go spora ilość głosów, tyle na przykład, ile łącznie otrzymał
jeden z kontrkandydatów, Paweł Jaworski. Adrian Szymura, i to
powtarzająca się opinia, zapracował na ten wynik gigantyczną pracą i to
nie tylko pracą intelektualną, lecz również zaangażowaniem organizacyjnym,
czy wręcz pracą fizyczną. Organizował spotkania, pisał na stronach,
integrował, przekonywał, wnioskował, w końcu osobiście przemierzał
kilometry od słupa ogłoszeniowego do słupa, od tablicy do tablicy,
rozwieszając plakaty. I to w zdecydowanej większości nie swoje, lecz
pro-frekwencyjne.
W
Radzie Dzielnicy rzecz jasna oprócz Adriana Szymury, znajdzie się spora grupa
wartościowych dla Koszutki osób. Nie znajdziemy w niej w zasadzie
kandydatur przypadkowych, ludzi niekompetentnych, leniwych, zapatrzonych
w siebie solistów celujących przede wszystkim w autokreację, czy osób dla
dzielnicy ewidentnie szkodliwych.
Co
do nowych radnych: ponieważ nie wszyscy dali się poznać osobiście podczas
spotkań integracyjnych i projektowych, skoncentrujmy się tylko na części
z nich.
W
radzie znajdzie się Wojciech
Parchański – prawdziwy specjalista
od przeprowadzania dużych imprez. Swoje kompetencje i możliwości
niejednokrotnie udowadniał organizując z rozmachem oblackie festyny
parafialne. Mandat, z dobrym wynikiem, uzyskała też Iwona Zych, ciesząca się sympatią nauczycielka
związana na Koszutce ze SP nr 36, z wykształcenia m.in. kulturoznawca,
osoba aktywnie działająca na rzecz inicjatyw społecznych, wspierająca
projekty obywatelskie, zawsze aktywna na spotkaniach mieszkańców. Obok
niej w radzie zasiądzie o generację młodszy Wiesław Żądło, choć bliżej się nie poznaliśmy, ilość
rozwieszonych przez niego plakatów wskazuje na osobowość niezwykle
aktywną i zaangażowaną. Do rady w 100% weszły też „Nakręcone na Koszutkę”
Ewa Piskor i Marta
Kozłowska − można
je lubić lub nie − nie da się jednak zaprzeczyć, że wykonują
wyjątkowo pożyteczną pracę na rzecz swojej lokalizacji, którą umownie
moglibyśmy nazwać „Koszutka-Wschód”. Wyróżniającą je cechą, niezwykle
ważną w pracy społecznej, jest okoliczność, że łatwo nie odpuszczają. Do
rady wszedł też z pewnym artystycznym rozmachem aktywnie działający na
rzecz wspólnoty mieszkańców przy Placu Grunwaldzkim reżyser Paul Satala. Profil wykształcenia i duży potencjał
o sile aktywizującej daje nadzieje na ciekawą kadencję. Mandat uzyskał również,
z czego naprawdę trzeba się cieszyć, Łukasz
Wojakowski − doktor
socjologii, człowiek o niesłychanie szerokich horyzontach,
intelektualista z prawdziwego zdarzenia. Pomimo wysokich kwalifikacji z zaangażowaniem
działa na rzecz Koszutki w obejściu swojego budynku − jego ogród
przydomowy u styku ulic Grażyńskiego i Sokolskiej to prawdziwa zielona
perła na mapie dzielnicy, powoli stająca się miejscem lokalnych
peregrynacji. W radzie zasiadał będzie też Włodzimierz Zarodkiewicz, społecznik z „Podkowy”, który o
dzielnicy wie niemal wszystko, włącznie z własnością leżących odłogiem
terenów i częstotliwością koszenia dzielnicowego trawnika. Nie
przypadkowo to właśnie jego projekt obywatelski realizowany będzie
jeszcze w tym roku. Listę wymienionych tu osób niech zamknie Małgorzata Domaradzka − emanująca radością życia,
lubiąca ludzi, sympatyczna sąsiadka z ul. Grażyńskiego, która bez
wątpienia wniesie do posiedzeń rady spory potencjał pozytywnej energii.
Więcej
o kandydatach TUTAJ
Zakładka ma ambicję pozostania formą otwartą, jeżeli
chciałbyś coś uzupełnić, skorygować, rozszerzyć, napisz na adres:
koszutka.eu@o2.pl
powrót
do strony
głównej
©
Copyright by admin_koszutka.eu 2014
Witold Witkowicz, Daria Kosmala,
Maciej Biskupski, Andrzej Barczak, Lucjan Czerny, Arkadiusz Godlewski,
Elżbieta Bieńkowska, Jarosław Makowski, Marek Plura, Jerzy Ziętek, Jan
Olbrycht
|